28 września 2013

#omgdajciejużBeyonda

                Nie będę się ukrywać z faktem, że należę do tego grona graczy, które w wielu produkcjach dostrzega pewne podwójne dna, walory wysoce artystyczne czy dostawę wzruszeń do łez. W środę miałam bowiem okazję sobie uświadomić jak cenne są dla mnie w odbiorze emocje płynące z obrazu generowanego przez moje PS3, a dokładniej z kawałka kodu nadchodzącego arcydzieła studia Quantic Dream.
                

                 

                Jestem z tej już raczej licznej szlachty posiadającej abonament PS Plus, zatem demko Beyond: Two Souls wpadło i w moje napalone rąsie. Zanim jednak dokonam recenzji o niewątpliwie pozytywnej opinii chciałabym się podzielić pewną refleksją.

                Tak się składa, że już od jakiegoś czasu jesteśmy świadkami pewnego nurtu prowadzącego branżę gier w kierunku przez nikogo wcześniej niespodziewanym, którym jest nacisk na emocjonalną historię o środkowym palcu w stronę oscarowych filmów.
                Historia gier wideo zaczęła się właściwie od paru pikseli po ekranie pląsających i dostarczających frajdę natury stricte mechanicznej – gameplayowej, liczyły się głównie kombinacje przycisków i ich konsekwencje na ekranie. Potem zaczęto iść głębiej pragnąc zaspokojenia potrzeb wizualnych tj. masterowania grafiki i animacji, by robiły dobrze oku, a źle konkurencji. Następnie ktoś odkrył, że gra nie musi być pustą nawalanką o sztampowej fabule lub jej braku, w związku z tym można ją wzbogacić o głębokie charaktery, a także nieliniowe prowadzenie historii niosące niezliczoną ilość zaskoczeń, nostalgii, wzruszeń i co najważniejsze – refleksji nad własnym życiem, a może nawet nad jego zmianą.  Ot, taka filozofia.

              To wszystko mknie w stronę jak najbardziej przeze mnie pożądaną, bo jak wcześniej wspomniałam potęga emocji łechta mojego wewnętrznego geeka najintensywniej, a jeśli płyną z gier to rozpływam się do reszty. „Taka sytuacja” miała miejsce właśnie podczas obcowania z Two Souls.
                Od pierwszych chwil pomyślałam sobie „biorę w ciemno k*rwa”, a opinia ta znalazła później stosowne podstawy w trakcie grania. Nie do końca też dzierżę możliwości by opisać fabularnie co tu się działo, bo sama nie wiem, ale ochoczo wzięłam w obroty dwa chaptery: Eksperyment i Ścigana. Nie odważyłam się jednak spróbować dubbingowanej wersji, jak zwykle pozostałam przy oryginale. Pierwszy z rozdziałów pokazuje kilkuletnią Jodie poddawaną testom (w łapska dostaje nam się kontrola nad Aidenem, duchowym bytem związanym z dziewczynką), w drugim natomiast mierzymy się z oklepanym motywem pogoni na dachu pociągu, a potem przez las. Po półgodzinie zbierałam szczenę z podłogi – jakie to fantastyczne rzeczy można jeszcze wyciągnąć z tej generacji! Ale nie oszukujmy się, takie efekty należą tylko do exclusive’ów Sony (Uncharted, TLOU), sorry bardzo iksboksiarnio.  Ale na serio, byłam absolutnie oszołomiona animacją twarzy, samą grafiką, potężnym OSTem i całym efektem. Niestety, mało w tej produkcji właściwego grania, całość opiera się raczej na QTE, machaniem gałą tam i nazad czy kliknięciem. Zatem niech zatwardziali fani intensywnego gameplayu nie próbują zasiąść do grania, bo przypuszczam, że szybko doznają zawodu. Natomiast przypuszczam, że po TLOU może być to historia roku (dajcie se spokój z GTA), dlatego każdy pragnący intensywnych doznań sfery emocjonalnej KONIECZNIE musi dać szansę Jodie Holmes bezapelacyjnie.
                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz