14 września 2013

Kulturalne tasiemce – wady i zalety kolejnych sequeli

 
               Nie ulega wątpliwości fakt, że temat przydługich serii jest ostatnio ciągle w modzie.  Naturalnie i w tym wypadku moje osobiste zdanie odróżnia się znacząco od powszechnej opinii hejterów, zatem chciałabym uchylić co nieco zdrowego podejścia do (nie)kończących się opowieści.
                

                Na pierwszy ogień pójdzie typ tasiemca, którego nie trawię najszczerzej – FIFA. Czaję, że może znaleźć się tu wiele fanów kopanki i mogę otrzymać za ten akapit wieczystego dissa, ale moim zdaniem to jest najwredniejszy, najbardziej ohydny, najokropniej niesprawiedliwy skok na kasę. Bo co niby ulega tam zmianie co roku? Skład, jeden, drugi, trzydziesty? I za to dajecie się ogolić z dwóch stów? Wydaje mi się, że najwięcej dobrego dla portfela, kontaktów towarzyskich i co najważniejsze – siebie - osiągniecie wyprawą na najbliższe boisko umawiając się z paroma kumplami i zwyczajnie grając w taki sposób dla zdrowia. Sportowe gry wideo bowiem mijają się kompletnie z celem, bo każdy kolejny sequel to jedynie chwila pracy twórców za Waszą ciężko zarobioną mamonę, którą moglibyście wydać na o wiele piękniejszą, zaawansowaną i genialną w odbiorze grę, której pomysł domyślnie jest grą wideo, a nie kalką z boiska szkolnego dla fanów futbolu, którym nie chce się ruszyć dupska spoza widok chipsów i TV.
                Jest też oczywiście seria, którą znam jak własną kieszeń. Assassin’s Creed zaczyna powoli przechodzić do historii jako jeden z największych tasiemców w branży. Uwaga, bo może Was to cholernie zaskoczyć – po kija zamykać pomysł i zbierać manatki w pizdu, jeśli jest on po prostu NIESPOTYKANYM SUKCESEM? Tak, powtórzcie sobie te słowa głośno i niech rozpocznie się ból dupy. W jakim celu unicestwiać kurę o złotych jajcach? Wiem, to odcinanie kuponów, odgrzewanie kotleta blablabla, ale statystyki sprzedaży każdej kolejnej odsłony o czymś jednak świadczą.  Ubisoft spłodził po prostu niezwykłą ideę, koncept łączący w sobie wszystkie fantastyczne cechy, których pragniemy w grach. Co z tego, że wydawany co roku? No to chyba zajebiście, co nie? Szybciej możemy się cieszyć sequelem megagrywalnej serii o nieprzeciętnej fabule, grafice i postaciach. Prawda to, że francuskiej firmie powoli kończą się sensowne pomysły, ale przymknijmy na to oko w podzięce za trylogię Ezio.
                Przyjrzyjmy się teraz innej gałęzi kultury. Mimo ponad dwóch lat po finalnym ukończeniu serii, Harry Potter po dziś dzień tętni swą niegdyś zdobytą i wciąż nieprzemijającą sławą. Swoim fejmem zapisał się już w historii tak, jak swojego czasu Star Warsy. To serie, których kult nie przeminie prawdopodobnie nigdy i słusznie. Wracając jednak do meritum – posługuję się tym przykładem, żeby pokazać, że jedną z ważnych czynników sukcesu marki jest jej umiejętne zakończenie w odpowiednim momencie. Oczywiście, tęsknię za przygodami Chłopca, Który Przeżył, ale wspominam to w sposób bardziej nostalgiczny. Cieszę się, że mogłam przeżyć tą wspaniałą historię i jednocześnie doskwiera mi smutek, że nastąpił jej koniec, jednak jeśli miałaby być kontynuowana w syfiasty sposób, to niech lepiej pozostanie w sferze reminisencji.
                Jednak najdłuższym przykładem tasiemca z rodziny przeze mnie zestawionej są zdecydowanie komiksy amerykańskie. DC i Marvel już od kilkudziesięciu lat raczy nas obrazkowymi historiami swoich bohaterów, których zakończenie nie tli się nawet na horyzoncie. Według mojej skromnej osoby jest to trafny pomysł, bo twórcy trzymają poziom nieustannie wysokim, a i hejterów coś nie ma, zatem komu finał legendarnych komiksów miałby się przysłużyć? Zwłaszcza, jeśli ci najpopularniejsi superbohaterowie wykraczają poza świat rysunku ratując świat zza srebrnych ekranów i przyciągając kolosalne rzesze fanów.

                Zatem jakie cechy mają długie serie? Przyjrzyjmy się małemu podsumowaniu.
ZALETY
+ możliwość powrotu do ukochanej serii
+ rozwój kultury masowej
WADY
- zmęczenie materiału po setnym sequelu (po prostu nuda)
- wrażenie czystego skoku twórców na kasę

Mimo raczej stałej równowagi dobrych i złych stron swoje zdanie skłaniałabym jednak ku zaletom. Nie wyobrażam sobie, żeby któryś z moich ukochanych seriali czy książek miałoby się kiedyś skończyć. Za bardzo przywiązuję się do bohaterów czy świetnej fabuły. Jednak jeśli twórcy naprawdę zabrakłoby pomysłów lub chęci dalszej kontynuacji to w jego obowiązku jest zakończyć swoją historię tak, by w sercach jej fanów zawsze miała swoje miejsce.


                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz