3 stycznia 2014

Wszyscy jesteśmy piratami


czasach wszechobecnego dostępu do Sieci trudno o sumienne przestrzeganie zasad dotyczących praw autorskich. Każdego dnia kuszą nas świeże linki z torrentów, które sprawiają, że zapominamy o szacunku do cudzej pracy – to powszechne wśród nas wszystkich i żadne ACTA-SRACTA czy inne Tuski nie będą nas w stanie powstrzymać. Jaki jednak zdrowy rozsądek w ilości pobieranych plików należałoby zachować?


Posiadanie jako źródło radości

Wśród znajomych jestem znana jako ta, która nierzadko wyskakuje z hajsu, by zasupportować autora w podzięce za rozrywkę. To prawda – wspieram legalną kulturę i często oddaję swój głos na ‘TAK’ kontynuacji różnorakich produkcji dokonując zakupu licencji na użytkowanie danych owoców wartości intelektualnej. Poza samarytańskim zapędom uwielbiam po prostu mieć, ustawić na półce, poprzyglądać się materialnym ficzersom i po latach wspominać moment ekscytującego zakupu i doświadczeń związanych z obcowaniem z dziełem. Nie skłamię, jeśli małoskromnie przyznam, że jestem właścicielką już pokaźnej kolekcji gier, komiksów i książek, które można liczyć w setkach i w przypadku większości z nich nie żałuję ani jednego grosza wydanego na tę przyjemność. Kupowanie oryginalnego stuffu (zwłaszcza w materialnej wersji – nie mówię aktualnie o asortymencie iTunes lub Steama) naprawdę dostarcza od groma radości i wywołuję chęć sięgnięcia po więcej.

Chcesz więcej? Pokaż to twórcom!

Deweloperzy, producenci lub wydawnictwa nie prowadzą działalności charytatywnej. Ich nadrzędnym celem jest zwyczajny zarobek i osiągnięcie sukcesu. Rockstar dzięki Waszej legalnej zabawie z GTA zdobywa pieniądze na kolejne odsłony serii jednocześnie dostarczając kolejnej frajdy z grania. Jeśli gra zalicza wtopę, tzn. trafiwszy do zbyt małej ilości konsumentów pozbawia deweloperów potencjalnego zysku, zwyczajnie nie rozpoczną oni produkcji niczego nowego. Proste, banalne, nazbyt logiczne.

Kto się nie rozwija ten się cofa

W konsekwencji poprzedniego akapitu – przy zakupie licencji rozwijamy nie tylko zasięg działalności twórców, ale także przyczyniamy się do ogólnego postępu kultury i dziedzictwa człowieka. Daje nam to powody do zrzeszania się i nawiązywania znajomości dzięki tematom ze wspólnego fandomu. Po latach z chęcią wspominamy sobie filmy i powieści naszego dzieciństwa, które ukształtowały nasz światopogląd inspirując i umilając wolny czas. Tak jak teraz poznajemy i interpretujemy dzieła sztuki minionych wieków, tak daleko w przyszłości będziemy zajmować się współczesnymi owocami kultury, by poznać panującą w danym czasie modę czy mentalność ludzi. Dzięki filmom sci-fi możemy sobie wyobrażać przyszłość mającą nastąpić, a także czerpać inspiracje do wprowadzania przedstawionych tam elementów w życie. Producenci gier wideo z kolej walczą ze sobą na arenie popularności chwaląc się coraz to nowszymi możliwościami technologicznymi w postaci fotorealistycznej grafiki, czy nieprawdopodobnej fizyki obiektów. Rozwój kultury daje wiele nam wszystkim, a poza tym po prostu zajebiście jest się jarać chwilą wyczekiwanej premiery powieści czy albumu muzycznego!

Z drugiej strony jednak…

Bez piractwa nie ma zysku

Owszem, piractwo na swój specyficzny sposób przyczynia się do masowej popularyzacji. Gdybyśmy nie mieli okazji do przeczytania książki w inny sposób niż w papierowej wersji kupnej, możliwie nigdy nie zainteresowalibyśmy się danym autorem i jego twórczością. Na pewno znalazło by się trochę takich konsumentów kultury, którzy po wypróbowaniu powieści poprzez piractwo pobiegnie zaraz do najbliższej księgarni, by nabyć pachnącą i legalną wersję. Sama stronka z torrentami jest w pewnym sensie reklamą. Być może niejeden gościu w życiu by nie usłyszał o ekranizacji Igrzysk Śmierci, jeśli nie wyskoczyłby mu link z odpowiednim plikiem. Tym samym jest to wysoce możliwe, że podeśle takiego linka kumplowi i zamiast piracić pójdą do kina, by chętnie zobaczyć Jennifer Lawrence na wielkim ekranie.

Gdzie jest hajs

Oto największy problem. Pieniądze. Wszyscy dobrze wiemy jak biednie nam się żyje na polskich ziemiach. Nikogo nie stać na 100% legalnych produkcji, więc ściągamy na potęgę. Na dyskach twardych piętrzą się miliony utworów muzycznych, gier i filmów. Nie ukrywam, że nasze zarobki są jakimś tam drobnym usprawiedliwieniem, jednak nie upoważniają nas do piracenia na lewo i prawo. Sama kupuję oryginalne filmy tylko wtedy, kiedy faktycznie zasługują na support i które zazwyczaj wcześniej widziałam w nielegalnej formie właśnie po to, żeby sprawdzić, czy są warte zakupu. Obejmuję w posiadanie tylko część z nich, reszty nawet nie trzymam na dysku, bo szkoda miejsca i po prostu do nich nigdy już nie wrócę.  Nie mówię, żeby kupować każdy drobny soundtrack – chodzi o to, żeby faktycznie raz na jakiś czas oskubać kieszeń na coś naprawdę dobrego, na coś co nieraz dostarczyło nam wiele frajdy.

Powodów do korzystania z nielegalnej kultury mamy naprawdę mnóstwo.  Zarobki są jednym z nich, ale nikomu nie zaszkodzi chwila refleksji. Czy ja chciałabym, żeby moją twórczość ktoś bezkrytycznie kopiował i korzystał z niej nie płacąc ani grosza? Czy przypadkiem nie kradnę cudzej własności? To proste pytania, które łatwo sobie zadać. Wprowadzić je w życie również się da, starczy zmienić nastawienie i doceniać cudzą pracę J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz