13 kwietnia 2014

Rozkoszując się mocą

Właśnie takim sloganem Sony zachęca nas do kupna ich najnowszego exclusive’a na PS4 („owulacje” na stojąco, w końcu jest w CO grać). Czekałam na niego już od pierwszej zapowiedzi i wiązałam z nim wiele nadziei. Moce to główny atrybut tej odsłony, ale czy coś poza tym?

Welcome to Seattle

Od pierwszych chwil obcowania z tą produkcją mamy pewność, że Delsin to wyjątkowa postać. Już od samego początku jego charyzma i wyluzowany charakter przypadł mi do gustu, jako że niewiele mamy do czynienia z tak bardzo wyrazistymi postaciami w grach wideo. Nasz bohater to utalentowany i młody twórca graffiti o stosownie hipsterskim wyglądzie będącym młodszym bratem policjanta. Reggie to z kolei jego moralizator i pomocnik w panowaniu nad porządkiem. Oboje wiedzą, że objęcie mocy w posiadanie przez Delsina narobi mu problemów i wywoła wiele kontrowersji, ale za ich pomocą decydują się podjąć walkę z organizacją D.U.P. A konkretnie z jej szefową, Brooke Augustine, która trudni się fachem zamykania „bioterrorystów” i oddzielania ich od „normalnych”. Ruda i wredna z mordy, więc wszystko jasne.

Jest to chyba pierwsza wizualna miodność najnowszej generacji rzucająca się w oczy mnogością detali tekstur i niesamowitą ostrością obrazu. Delsin został wykonany absolutnie rewelacyjnie – 20 000 punktów na jego twarzy jest oddzielnie animowanych i rzeczywiście to widać. Porusza się każdy najmniejszy mięsień bratając się już powoli z fotorealizmem, zwłaszcza w cutscenkach. Niestety, nasz bohater odstaje nieco jakością od reszty, gdyż najwidoczniej poskąpiono jej poziomu reprezentowanego przez Delsina. Da się to jakoś wytrzymać, choć spodziewałam się czegoś lepszego. Co ciekawe, protagoniście facjaty i ruchów użyczył sam Troy Baker dodatkowo podkręcając mi fazę.

Sucker Punch wyraźnie chwali się osiągniętym przez siebie statusem jednej z pierwszych dużych gier na najnowszą konsolę Sony. Poza mega naturalnymi animacjami mamy tu do czynienia z otwartym i, choć niepozostającym bez wad, ładnym światem ze zmienną pogodą i czasem. Można by się tu przyczepić do jego „żywości”, bo przechodniów jest bardzo niewiele, w dodatku wykonani zostali na kształt możliwości bardziej PS3 niż PS4. Ów świat po raz trzeci otwarty jest tylko pozornie, bo kolejny raz nie ma opcji wolnego wchodzenia do budynków i pomieszczeń – wszystko dzieje się na ulicach lub dachach nie dając nam większej władzy nad działaniem. Nie zabrakło także bugów typu chwilowe utknięcie w ścianie, czy ścinka w postaci nieustannego biegu Reggie’go wokół Delsina. To się mogło zdarzać jeszcze rok temu, ale skoro mówimy tutaj o potężnych doznaniach wizualnych mocarnej grafiki wkraczającej w fotorealizm to takie kwiatki powinny być wyeliminowane całkowicie albo chociaż do absolutnego minimum.

Pochwalić muszę przede wszystkim kreacje postaci. Nie tylko główna z nich została obdarzona unikalną osobowością i designem – podczas gry wyjątkowo rzucają się w oczy charaktery rozważnego Reggie’go, impulsywnej Fetch, czy zamkniętego w sobie Eugene’a. Każdy z nich nie dość, że się wyróżnia wizualnie, to reprezentuje zupełnie inną stronę całej produkcji dodając jej wielowątkowości i możliwości wyborów na ich korzyść lub nie. Za to duży plus deweloperom, bo nieczęsto mamy okazję poznać portrety postaci nie mniej intrygujących od głównej.

Moc betonu, wideo i papieru

Jeśli ktoś po poprzednich odsłonach serii sądził, że moc Cole’a jest zajebista i wymiata, to po zabawie z Second Son zorientuje się w jak wielkim był błędzie. Moce to bezsprzecznie główny motor całej gry nienudzący ani na chwilę. Wraz z postępem gry otrzymamy ich aż cztery, więc jest w czym wybierać – choć czasem nawet trudno się zdecydować którą aktualnie się posłużyć. Każdą z nich możemy upgrade’ować wydłużając ich poszczególne działanie czy rozszerzając o kolejne możliwości. Używanie ich dostarcza nieskończonej radochy, jednak musicie wiedzieć, że moce i grafika to właściwie jedyne mocne strony całej produkcji. Po raz trzeci dostaliśmy dość monotonny gameplay niewnoszący nic nowego do serii – i znowu musimy rozwalać tych złych gdzie popadnie, by wyzwolić dzielnię i za każdym razem robimy to tak samo. Nie brakło również różnych zadań pobocznych, z których skorzystałam wyłącznie na początku jedynie w celu wypróbowania. Nie powiem, że nie bawiło mnie użycie Dualshocka jako puszki z farbą, by popełnić jedno czy drugie propagandowe grafitti, ale ileż można rozwalać kamery D.U.P-owców czy sprzątać dilerów narkotyków. Zdecydowanie niefajnie, że twórcy znów zdobyli się na tę oklepaną i żmudną formułę dającą fun jedynie na początku. Szkoda, że nie zaczerpnięto rozwiązań z takiego GTA, co uczyniłoby tę serię bezkonkurencyjną w swoim gatunku.

Powróciła także karma. To dość konkretny atrybut całej serii z racji tego, że w grach wideo nie mamy zbyt wielu okazji do wcielenia się w czarny charakter (choć wybrałam jednak dobro – czasem trzeba być innym niż w rzeczywistości). Różne warianty postępowania podobno pozwalają na poznanie różnych torów prowadzenia historii, ale póki co nie miałam okazji sprawdzić.

Jakość na horyzoncie

InFamous: Second Son jest dla mnie w tej chwili niewątpliwym liderem jeśli chodzi o produkcję na najnowszą generację. Rewelacyjnie wykorzystuje możliwości raczkującego dziecka Sony pozwalając nam na niezłą zabawę samym padem – podczas malowania grafitti trzeba czasem faktycznie nim potrząsnąć, by rozmieszać farbę, a z wbudowanego głośniczka usłyszymy towarzyszący temu dźwięk. Szkoda jednak, że Sucker Punch produkuje historie do bólu liniowe i przewidywalne czy po prostu nie zapadające w pamięci. Nawet mój totalnie ulubiony bohater gier na ten moment, Delsin, nie wyniósł gry na wyżyny jakościowe. Całość ogólnie dostarczyła mi wiele godzin zabawy i radochy z konsumowania uroków nowej generacji, ale pewny jest fakt, że o nominację na grę roku nie ma nawet co marzyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz