W czasach wszechobecnego dostępu do Sieci trudno o sumienne
przestrzeganie zasad dotyczących praw autorskich. Każdego dnia kuszą nas świeże
linki z torrentów, które sprawiają, że zapominamy o szacunku do cudzej pracy – to
powszechne wśród nas wszystkich i żadne ACTA-SRACTA czy inne Tuski nie będą nas
w stanie powstrzymać. Jaki jednak zdrowy rozsądek w ilości pobieranych plików należałoby zachować?
Chcesz więcej? Pokaż to twórcom!
Kto się nie rozwija ten się cofa
Posiadanie jako źródło radości
Wśród znajomych jestem znana jako
ta, która nierzadko wyskakuje z hajsu, by zasupportować autora w podzięce za
rozrywkę. To prawda – wspieram legalną
kulturę i często oddaję swój głos na ‘TAK’ kontynuacji różnorakich
produkcji dokonując zakupu licencji na użytkowanie danych owoców wartości
intelektualnej. Poza samarytańskim zapędom uwielbiam po prostu mieć, ustawić na
półce, poprzyglądać się materialnym ficzersom i po latach wspominać moment
ekscytującego zakupu i doświadczeń związanych z obcowaniem z dziełem. Nie
skłamię, jeśli małoskromnie przyznam, że jestem właścicielką już pokaźnej
kolekcji gier, komiksów i książek, które można liczyć w setkach i w przypadku
większości z nich nie żałuję ani jednego grosza wydanego na tę przyjemność.
Kupowanie oryginalnego stuffu (zwłaszcza w materialnej wersji – nie mówię
aktualnie o asortymencie iTunes lub Steama) naprawdę dostarcza od groma radości
i wywołuję chęć sięgnięcia po więcej.
Deweloperzy, producenci lub
wydawnictwa nie prowadzą działalności charytatywnej. Ich nadrzędnym celem jest
zwyczajny zarobek i osiągnięcie sukcesu. Rockstar dzięki Waszej legalnej
zabawie z GTA zdobywa pieniądze na kolejne odsłony serii jednocześnie
dostarczając kolejnej frajdy z grania. Jeśli gra zalicza wtopę, tzn.
trafiwszy do zbyt małej ilości konsumentów pozbawia deweloperów potencjalnego
zysku, zwyczajnie nie rozpoczną oni produkcji niczego nowego. Proste, banalne,
nazbyt logiczne.
W konsekwencji poprzedniego
akapitu – przy zakupie licencji rozwijamy nie tylko zasięg działalności
twórców, ale także przyczyniamy się do ogólnego postępu kultury i dziedzictwa
człowieka. Daje nam to powody do zrzeszania się i nawiązywania znajomości
dzięki tematom ze wspólnego fandomu. Po latach z chęcią wspominamy sobie filmy
i powieści naszego dzieciństwa, które ukształtowały nasz światopogląd inspirując
i umilając wolny czas. Tak jak teraz poznajemy i interpretujemy dzieła sztuki
minionych wieków, tak daleko w przyszłości będziemy zajmować się współczesnymi
owocami kultury, by poznać panującą w danym czasie modę czy mentalność ludzi. Dzięki
filmom sci-fi możemy sobie wyobrażać przyszłość mającą nastąpić, a także czerpać
inspiracje do wprowadzania przedstawionych tam elementów w życie. Producenci
gier wideo z kolej walczą ze sobą na arenie popularności chwaląc się coraz to
nowszymi możliwościami technologicznymi w postaci fotorealistycznej grafiki,
czy nieprawdopodobnej fizyki obiektów. Rozwój kultury daje wiele nam wszystkim,
a poza tym po prostu zajebiście jest się jarać chwilą wyczekiwanej premiery
powieści czy albumu muzycznego!
Z drugiej strony jednak…
Bez piractwa nie ma zysku
Owszem, piractwo na swój
specyficzny sposób przyczynia się do masowej popularyzacji. Gdybyśmy nie mieli
okazji do przeczytania książki w inny sposób niż w papierowej wersji kupnej,
możliwie nigdy nie zainteresowalibyśmy się danym autorem i jego twórczością. Na
pewno znalazło by się trochę takich konsumentów kultury, którzy po wypróbowaniu
powieści poprzez piractwo pobiegnie zaraz do najbliższej księgarni, by nabyć
pachnącą i legalną wersję. Sama stronka z torrentami jest w pewnym sensie
reklamą. Być może niejeden gościu w życiu by nie usłyszał o ekranizacji Igrzysk
Śmierci, jeśli nie wyskoczyłby mu link z odpowiednim plikiem. Tym samym jest to
wysoce możliwe, że podeśle takiego linka kumplowi i zamiast piracić pójdą do
kina, by chętnie zobaczyć Jennifer Lawrence na wielkim ekranie.
Gdzie jest hajs
Oto największy problem.
Pieniądze. Wszyscy dobrze wiemy jak biednie nam się żyje na polskich ziemiach.
Nikogo nie stać na 100% legalnych produkcji, więc ściągamy na potęgę. Na
dyskach twardych piętrzą się miliony utworów muzycznych, gier i filmów. Nie
ukrywam, że nasze zarobki są jakimś tam drobnym usprawiedliwieniem, jednak nie
upoważniają nas do piracenia na lewo i prawo. Sama kupuję oryginalne filmy
tylko wtedy, kiedy faktycznie zasługują na support i które zazwyczaj wcześniej
widziałam w nielegalnej formie właśnie po to, żeby sprawdzić, czy są warte
zakupu. Obejmuję w posiadanie tylko część z nich, reszty nawet nie trzymam na
dysku, bo szkoda miejsca i po prostu do nich nigdy już nie wrócę. Nie mówię, żeby kupować każdy drobny
soundtrack – chodzi o to, żeby faktycznie raz na jakiś czas oskubać kieszeń na coś
naprawdę dobrego, na coś co nieraz dostarczyło nam wiele frajdy.
Powodów do korzystania z
nielegalnej kultury mamy naprawdę mnóstwo.
Zarobki są jednym z nich, ale nikomu nie zaszkodzi chwila refleksji. Czy
ja chciałabym, żeby moją twórczość ktoś bezkrytycznie kopiował i korzystał z
niej nie płacąc ani grosza? Czy przypadkiem nie kradnę cudzej własności? To
proste pytania, które łatwo sobie zadać. Wprowadzić je w życie również się da,
starczy zmienić nastawienie i doceniać cudzą pracę J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz