Abonament PS Plus to chyba jeden z największych objawień gamingu – za
skromną kwotę pozwala cieszyć się ogromną biblioteką gier sprawiając, że w moje
łapy wpadają tytuły z przeróżnych półek jakościowych i gatunkowych poszerzając
moje doświadczenie w tej dziedzinie. Ostatnio nareszcie udało mi się chwycić
coś, w co od początku chciałam zagrać. Puppeteer jest tak ciekawą produkcją, że
przygoda z nim zainspirowała mnie do pewnych przemyśleń. Co by było jakbyśmy
grali w spektakl(u)?
Exclusive Sony to intrygująca i
całkiem rewolucyjna koncepcja, choć właściwie niewystarczająco doceniona. Dała mi w pewnym sensie do myślenia i zrodziła
pewne pytanie – co by było jakby pojawiło się więcej takich produkcji?
Wyobraźcie sobie, że dosłownie „gracie w spektakl” i to Wy decydujecie co się
dalej stanie. Brzmi znajomo?
Z wyborami to my się znamy
Każdy kojarzy gry studia Telltale
(The Walking Dead, The Wolf Among Us) czy też kontrowersyjne samograje Davida
Cage’a (Heavy Rain, Beyond: TS). To nic innego jak właśnie takie odgrywanie
historii za pomocą naszych decyzji, z tym, że ta cała scena, kukiełki i
rekwizyty pozostają skutecznie zakryte. To nic, że tak naprawdę w większości te
decyzje nie mają znaczenia, ale to wciąż w pewnym sensie narracja i sztuka,
którą teoretycznie można by było wystawiać na scenie. I oglądałoby się to nam
całkiem nieźle, bo jest dramat, jest zdrada i intrygujący bohaterowie, czyli
prawie jak Shakespeare. Trzeba przyznać, że coś w tym jest i właściwie to
chętnie grałabym w jakąś gamingową hybrydę Makbeta, czy to w dosłownym sensie
jak Puppeteer, czy na zasadzie podobnej do TWD. Najlepiej też by decyzje miały
znaczenie, więc ów dramat mógłby się nam, graczom, zakończyć zupełnie inaczej i
to kolejny ciekawy aspekt pójścia w tym kierunku.
Większe możliwości gamingu
Na przykładzie Puppeteer możemy
zaobserwować idealne wykorzystanie sztuki teatralnej i skonfrontowanie jej z najzwyczajniejszym
w świecie graniem. To z pewnością musi być świetne doświadczenie zarówno dla graczy jak i fanów przedstawień scenicznych – gracz fajnie wciela się w rolę
(dosłownie i w przenośni, bo przecież zawsze w grze przyjmuje czyjąś twarz), a
wielbiciel sceny przeżywa historię głębiej. Bo w końcu w Puppeteer nieustannie
zmienia nam się lokacja czy sceneria w gładki i szybki sposób pogłębiając
immersję, a to nie byłoby możliwe na prawdziwej scenie. Jednocześnie zbieramy
pewne światełka niczym monety z gier retro i uważamy, żeby dosłownie nie
stracić głowy. W wymiarze 2.5D (znanym głownie z LittleBigPlanet) poruszamy się
z jednego kąta sceny na drugi, czyli widzimy dokładnie tak jak w teatrze. Rewelacyjna
kombinacja, zwłaszcza dla kogoś kto docenia sztukę zarówno tradycyjną jak i
elektroniczną.
Choć nie miałam jeszcze okazji
ukończyć Puppeteer to już teraz wiem, że pozostaje niezwykle intrygującą
innowacją zarówno w świecie gier jak i teatru. To tytuł przeznaczony głównie
najmłodszym z racji kukiełkowego klimatu, co w sumie mnie cieszy – brzdące od
najmłodszych lat poznają sztukę sceniczną połączoną z fajnym graniem. Temat ten
tak mnie zaciekawił, że czekam teraz na poważniejsze produkcje w takim stylu. Frankenstein?
Hamlet? Nawet uprawiając dzikie QTE bawiąc się z takimi grami dawałoby mi to
frajdę, że właściwie bezpośrednio w nią ingeruję. A to nic innego jak znany nam
płaczliwy Beyond czy inne TWAS. Myśleliście kiedyś, żeby być jednocześnie reżyserem,
aktorem i scenografem? A co dla nas najważniejsze… graczem? Chciałabym, żeby
pojawił się taki właśnie gatunek gier dający niemalże boską władzę, która
zachęca do posługiwania się największymi okrucieństwami ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz