Mówi się, że marketing dźwignią handlu i nie istnieje żadna branża,
której by się to powiedzenie nie tyczyło. Ale poza sferą durnych spotów past do
zębów i sieci komórkowych stoją dobrze nam znane trailery do gier. Niejednokrotnie
zachwycona ich kunsztem zakupiłam prezentowany przez nich produkt, ale co wtedy,
jeśli jednak treść reklamy mija się z zawartością pudełka?
Co
za dużo to i świnia nie zeżre
Inspiracją
tego tekstu staje się dziś kampania reklamowa Watch_Dogsów, która z dnia na
dzień osiąga coraz to wyższy szczyt. Oczywiście, jaram się niemożliwie od pierwszych
informacji na ich temat, w związku z czym preorder został złożony. Ale co
dalej? Jakiś czas temu okazało się, że w najnowszych prezentowanych filmach
reklamowych gra wygląda o wiele gorzej niż na początku, co niewątpliwie
wzburzyło wielką falę hejtu. W sumie słusznie, bo reklama reklamą, ale uczciwie
by było przedstawiać towar w faktycznym stanie do sprzedaży. To po pierwsze. A
po drugie – Ubisoft, ile można? Ja wiem, że musicie koniecznie gotować mi
kisiel w majtach, ale na serio, dzień w dzień nowy materiał? Osobiście już
dawno przestałam je oglądać regularnie, bo znając praktyki firmy powyżej
poznałabym najmniejsze niuanse fabularne, a wolałabym je odkryć dopiero w grze.
Znamy dobrze ten typ działania Ubi, który wielokrotnie powtarzał się już przed
każdą premierą asasyńskiego sequela. Powodem takiego stanu rzeczy jest, oczywiście,
potrzeba bycia na ustach wszystkich gamingowych serwisów nieustannie grzejąc
hype do czerwoności w celu złapania ostatnich graczy na preordery. Coś w tym
jednak jest, bo widocznie im się takie zagranie opłaca (nieporównywalnie taniej
jest zorganizować ekipę, która sklei nowy materiał i wrzuci w neta za DARMO, a
nie za potężne hajsiwo spotów telewizyjnych). W dodatku czasem im się to
naprawdę nieźle udaje, czego przykładem jest ostatni aktorski filmik, w którym
wkręcają biednych ludzi, ale efekt rzeczywiście rewelacyjny.
Pamiętacie
zwiastun-legendę studia Techland? To właśnie wrocławskie studio wydało na świat
trailer Dead Island poruszający graczy (i nie tylko) na całym globie. Pamiętam
autentyczny płacz ze wzruszenia podczas pierwszego seansu i już wtedy wiedziałam,
że kupię tę grę chociażby za sam zwiastun. Nie obchodziło mnie jakim crapem
okaże się finalny produkt – zakochałam się totalnie w owym materiale spełniając
dziecięce nadzieje o szansie na pokazanie światu, że elektroniczna rozrywka
jest czymś więcej niż bezmyślną jebanką. Oglądałam go milion razy i byłam
pewna, że to będzie nasz wielki polski hit. I w sumie po części był… ale ja nie
zabawiłam dłużej niż parę godzin. Okazało się nudno, byle jako, marnie pod
wieloma względami i za strasznie jak na moje nerwy. Wyszło na to, że sam
trailer niósł więcej wartościowej treści i fabuły niż cała gra. Odstawiłam ją
więc szybko z uczuciem zażenowania i przede wszystkim zawodu. Wiązałam takie
nadzieje z tym produktem, a dostałam coś totalnie przeciętnego. Pod filmikiem
możemy znaleźć multum komentarzy zgodnie stwierdzających, że ta jakość powinna
być zarezerwowana dla The Last of Us. I to prawda. Dziecię Naughty Dog dało mi
właśnie podobne emocje, co trailer Techlandu.
Zakonnice
też mają dupy
W
tym zestawieniu nie może też zabraknąć miejsca na kontrowersje (które są
ostatnio bardzo popularne w reklamowaniu codziennych towarów). Na pewno
kojarzycie pewien zwiastun ostatniego Hitmana, którym Square Enix poszczuło nas
2 lata temu. Przedstawia on Agenta 47. obmywającego rany w motelu, kiedy to
zaraz ma zostać zlikwidowany przez… grupkę ponętnych zakonnic. Idą one w
kierunku bohatera co krok zdejmując kolejne elementy garderoby i wyciągając
coraz to masywniejsze giwery. Osoba mojego pokroju nie miała z tym większego
problemu, choć faktycznie wyszło dość dziwnie, ale pojmuję, że kogoś mogłaby
zbulwersować. Przynajmniej na poziomie gameplayu, bo taką reklamą dosadnie
spłaszczono wartość samej produkcji dając nam do zrozumienia, że zagramy w
jakąś głupkowatą strzelankę pełną seksualnych podtekstów.
Jak
więc powinien wyglądać idealny trailer gry wideo? Musi być typowo flagowym i
drogim zwiastunem „marki” E3. To znaczy, że jest to renderowany kilkuminutowy
film wykonany osobno i technicznie nie mający nic wspólnego z grą. Czyli tak na
dobrą sprawę właśnie taki jak przykłady powyżej, z tym, że przydałaby się tutaj
jedynie namiastka fabuły i ogólny sens. Oczywiście, wtedy taka jakość zawsze
nie odpowiada właściwej grze, ale mimo wszystko uważam, że takie odnoszą
największy sukces. W tej chwili przypomina mi się jeden z moich ulubionych od
AC: Revelations – świetnie wykonany, w tajemniczy sposób zachęca do gry nic a
nic nie spoilerując, a dokładnie zawierając sens całej produkcji. Naturalnie w
całym tym marketingu nie powinno zabraknąć kilkuminutowego filmu z czystym
gameplayem prosto z gry, ale tylko takim, który nie zawiera ANI TROCHĘ FABUŁY. Więc
jeśli lubicie czasem element zaskoczenia, to wstrzymajcie się i nie oglądajcie wszystkich
możliwych materiałów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz