
Rogue
to wyjątkowy przypadek w historii całej sagi. Jego bohaterem jest Shay Patrick Cormac,
młody członek bractwa Asasynów, który otrzymuje za zadanie odzyskanie
tajemniczego Puzdra i Manuskryptu z rąk Templariuszy. Kiedy okazuje się, że
polecona mu misja kończy się zagładą miasta Shay decyduje się porzucić Zakon
pod pretekstem jego bezlitosnych rozkazów. Tak więc rozpoczyna się opowieść,
która zachwieje powszechnym opiniom o założeniach dwóch znienawidzonych bractw.
Nie
będzie zaskoczeniem fakt, że wizualnie jest to schemat powielony któryś rok z
kolei będący co najwyżej drobnym rozwinięciem od czasu przygody Altaira. Popłyniemy
wodami znanymi już z Black Flaga,
zawalczymy w ten sam sposób co Edward, czy też okradniemy podobne magazyny. W
tym wymiarze niewiele elementów uległo zmianie, co dla mnie osobiście jest plusem, bo w poprzedniej pirackiej części zakochałam się permanentnie. W
przeciwieństwie do rzekomo lepszego jakościowo Unity nie znajdziemy tu aż tak rażących bugów utrudniających
rozgrywkę w jakikolwiek sposób. Animacja chrupnie nie raz, cienie to jakaś
masakra, ale nie zapominajmy, że to jednak jakość minionej już generacji. Nie jest to jeszcze jednak klasa, na widok
której odpadają gały.

To,
co totalnie obudziło we mnie już od jakiegoś czasu uśpiony sentyment do serii to
fenomenalny soundtrack. Po raz pierwszy od kilku odsłon wraca główny motyw,
który tak zawsze szczerze wielbiłam. Nowa aranżacja konkretnie przypadła mi do
gustu budząc zapomnianą miłość do tej ścieżki dźwiękowej. Zmieniono kompozytora
na niejaką Elitsę Alexandrową, która wyjątkowo poprawnie poradziła sobie z
zadaniem. Poszczególne motywy podczas akcji, biegu czy cutscenek są bardzo
dobrze wyważone nadając odpowiedni klimat (ZNOWU w przeciwieństwie do Unity).
Wracają legendarne już szanty, które ochoczo podśpiewuję podczas różnych prac
domowych (tak, czasem mi się zdarza!), a cały OST długo rozbrzmiewał w moich
słuchawkach. Naprawdę dobry kawał ścieżki dźwiękowej.
Przygoda
Shaya może być traktowana jako całkowicie odrębna i indywidualna historia ku
komfortowi nowym i nieznającym serii graczy, natomiast weteranom okaże potężny
bagaż smaczków, nawiązań, kontynuacji i wyjaśnień drobnych wątków. Ponownie
spotkamy mojego kochanego Haythama Kenwaya, postawionego tutaj już jako Mistrza
Zakonu, czy też młodszego Achillesa oraz starszego Adewale znanych z
poprzednich części. Do grona nowych postaci historycznych dołączy James Cook, popularny
angielski żeglarz, który stanie po stronie naszego bohatera. Historię Cormaca
polecę szczególnie graczom zaznajomionym już z Unity, bo pod koniec doznamy
pewnego szoku w związku z wydarzeniem, które okaże się być powodem całej
działalności Arno Doriana.
