Nie na codzień mamy okazję zetknąć się z
oryginalnym designem i niezwykle uroczym motywem. Zachęcająca cena (40zł na PS
Store) spowodowała, że zapragnęłam przywrócić moją nieco zakurzoną Vitę do
świata żywych. I coś mi się wydaje, że trochę w nim pozostanie.
Ojczyzna zabawy
Tearaway
studia Media Molecule odpowiadającego za sławne LittleBigPlanet to jedna wielka
kopalnia pomysłów. Prosta graficzne, trójwymiarowa platformówka przenosi nas do
fantastycznego świata papierem i kartonem płynącego przypominając utracone
dzieciństwo i nie pozwalając się oderwać. Prędko dowiadujemy się, że nasz
bohater Iota ma za zadanie dostarczyć pewną wiadomość. I my mu w tym pomożemy
regularnie obserwując własną facjatę w słoneczku niczym w starych, dobrych
Teletubisiach. Nasz bohater jest tego świadomy, więc ochoczo z nami
współpracuje pokonując pełne wrednych potworków lokacje.
Dotyk cieszy, dotyk weseli
Jeśli
już raz na wieki trafia się niezły exclusive na Vitę, to naprawdę daje radę pod
względem wykorzystania jej indywidualnych możliwości. Za pomocą paneli dotykowych nieustannie ingerujemy w
świat naszego celulozowego przyjaciela rozsuwając mu palcami platformy, by mógł
przejść, otwierając prezenty, czy też pukając w łby potworków, co ułatwia ich
późniejsze ubicie. Na swojej drodze spotykamy mnóstwo ciekawych postaci, które
proszą o pomoc w robieniu fotografii, albo w udekorowaniu ich mordek czy też własności.
Nasz bohater jest w pełni customizowalny – za zbierane konfetti można mu
kupować różne gadżeto-naklejki w postaci wymyślnych oczu, nosów, lub nawet
samemu je wykonać rysując kształty na kolorowych kartkach. Jeśli jeszcze Wam
mało to poza regularnymi funkcjami dotykowymi pobawimy się również kamerą,
zarówno przednią (pokazującą nasze ryje), jak i tylną. Ta druga często posłuży
nam w cykaniu fotek w samej grze, ale czasem i też naszego świata w celu np.
wykonania tekstury na nową skórę napotkanego kompana proszącego o pomoc. Nie
zabrakło także wykorzystania mikrofonu, co niewątpliwie może się okazać
problematyczne w użyciu, jeśli posługujemy się konsolką poza domem, zwłaszcza w
autobusie. Podczas jednej z misji zostałam poproszona o nagranie warknięcia,
ale uznałam, że może szkoda odstraszać ludzi wokół...
Co z tym dźwiękiem?
Gra,
choć świetnie wykonana, ma jedną zasadniczą wadę. Oferuje POTWORNE efekty
dźwiękowe – sama muzyka jawi się czasem jako nieznośna dla uszu, ale pojedyncze
odgłosy otoczenia czy bohaterów też nie cieszą specjalnie. Nie mam pojęcia kto
dopuścił taki bubel do produkcji, bo czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Są
gusta i guściki, ale rzadko kiedy mam okazję nasłyszeć się tak mocno
irytujących brzmień jak tutaj. Z odsieczą przychodzi banalne wyłączanie dźwięku
i przerzucanie się na własne empetrójki, bo w grze postacie i tak zazwyczaj
rodzą głównie tekstowe komunikaty, zatem dźwięk staje się tu niekonieczny do
czerpania satysfakcji z zabawy.
Wolność! Równość! I płeć
Tearaway jednak głęboko zainteresował mnie
dość niespotykanym motywem. W ustawieniach gry możemy znaleźć pewne
niecodzienne opcje – rozmiar palca, płeć, a nawet odcień skóry. Jak nie mam
problemu w pojmowania sensu w ustawieniach rozmiaru łapska gracza przy grze z
opcjami dotyku, to płeć i rasa wciąż mnie intryguje. Dżender warunkuje
późniejsze zwroty do nas, czyli informacja przy procencie ukończenia gry
okraszona zostaje komentarzem Ile już widziałAM
i zrobiłAM? (no nareszcie!), ale możliwości wybrania odcienia skóry wciąż pozostaje
dla mnie tajemnicą. Tak, równość i tak dalej, niby czemu nie, ale gdzie w tym
cel?
I znowu chcę być dzieckiem…
Domyślam
się, że nie wywoła zdziwienia fakt nieistniejących głębszych doznań fabularnych.
Na szczęście, raczej nie o nie tu chodzi, więc cała reszta efektywnie rekompensuje
nam owy niezauważalny ubytek. Osobiście bardzo cieszy mnie wykorzystanie istnie
oryginalnego pomysłu papierowej rzeczywistości. Nie potrafię skojarzyć żadnego
podobnego tytułu oferującego tak designerski świat pełen mega interesujących
rozwiązań. Wody z papieru (sic!) jeszcze chyba nie było, a robi ona wrażenie
chlapiąc podczas pukania palcem czy dreptania Iotą. To prawda, że PEGI 3 czyni
tytuł niewymagającym dla umysłu oraz niedostarczającym dojrzałych doznań, ale
prędko okazuje się, że to jedna wielka zaleta. Dzięki prostocie i potędze wesołości można łatwo zapomnieć o dorosłości i powrócić do beztroskich lat, tak
samo jak to ma miejsce przy LittleBigPlanet. Trzeba się czasem oderwać od
świata i przypomnieć jak to było w podstawówce, kiedy jedynym trudem było precyzyjne
sklejanie papierowych prac na plastyce. Bo czyż nie o to chodzi, żeby poprzez
granie ożywić naszego wewnętrznego dzieciaka?